Sesja plenerowa w Bieszczadach – wyzwanie logistyczne
Ta sesja na długo zostanie w mej pamięci? Po raz pierwszy w życiu miałem okazję wykonać tą wyjątkową sesję plenerową w Bieszczadach. Oczywiście wcześniejsze przygotowania, planowanie, sprawdzanie prognozy pogody i polowanie na tą idealną (w planach było sfotografowanie Pary Młodej zarówno przy zachodzie oraz wschodzie słońca). Wszystko jednak zdało się na nic, pogoda potrafi zaskakiwać i tak było także tym razem.
Wspinaliśmy się na Połoninę Wetlińską w pięknym słonku, docierając na szczyt akurat się zachmurzyło i tak już zostało.
Planowaliśmy nocleg na szczycie w Chatce Puchatka – schronisku bez bieżącej wody, prądu i jakichkolwiek udogodnień. Dostępne tylko drewniane prycze, dlatego warto zabrać ze sobą na górę śpiwory, karimaty, latarki i wszelkie inne niezbędne i przydatne przedmioty. Agnieszka i Michał aby uprzyjemnić wspólnie spędzany wieczór zabrali też gitarę, która nawet na tej wyjątkowej sesji plenerowej odegrała dość istotną rolę.
Sesja plenerowa w Bieszczadach – żadna pogoda nam nie straszna
Nocka spędzona w Chatce Puchatka z nadzieją pięknego wschodu słońca. Jednak ok 3 w nocy obudził nas deszcz dzwoniący po szybach. No ok, popada i zaraz przestanie? Niestety nic z tego, padało bez przerwy do samego rana i potem dalej calutki dzień z małymi przerwami. Na szczęście niezbyt obficie. Do tego cały czas towarzyszyła nam dość gęsta mgła.
Wspinaczka na Tarnicę – czyli najlepsze dopiero przed nami
Ale to była dopiero połowa przygody. Zrobiliśmy kilka zdjęć w tych bądź co bądź romantycznych warunkach, zeszliśmy z Połoniny w delikatnych opadach. Krótka teleportacja i wspinaczkę na kolejny wspaniały szczyt czas było zacząć. Na szczęście nie padało, jedynie mgła dokuczała w podziwianiu krajobrazów. Nie spodziewaliśmy się jednak, że najlepsze dopiero przed nami?
Bo jak nazwać inaczej ponad 2 godziny wspinania się na Tarnicę aby ?ujrzeć? takie piękne widoki dookoła w bardzo dużej mgle z widocznością ok 30 metrów. Ta wyjątkowa sesja plenerowa w Bieszczadach trwała ok 5 min, z czego po 2 min w tej pięknej ulewie, która się rozpętała zaraz po pierwszym zdjęciu wszyscy byliśmy przemoknięci. Nawet aparat całkowicie odmawiał posłuszeństwa w takich warunkach.
Fotograf ślubny wyzwań się nie boi – nie ma złej pogody
Zabraliśmy się zatem za schodzenie ze szczytu. W obfitym deszczu, bardzo silnym wietrze, dosłownie wylewając wodę z butów i wykręcając wodę z przemokniętej do cna odzieży. Chyba po raz pierwszy w życiu będąc ubrany w 2 grube bluzy i kurtkę przeciwdeszczową, która także dała za wygraną, byłem prawdziwie przemoknięty, suchej nitki nie dało rady u mnie znaleźć.
Mimo wszystko uważam, iż było warto dla tych kilku chwil na górze poświęcić tyle wysiłku i trudu. Ogromne ilości frajdy, radości i zapału do pracy dostarczały uśmiechy i świetny humor Agnieszki i Michała.
Wielkie podziękowania za pomoc, wsparcie, dobry humor i miłe towarzystwo należą się sympatycznej asystentce Kasi ? zatem bardzo dziękuję.
Czy było warto udawać się na taką wyprawę? Moim zdaniem jak najbardziej tak. I każdemu polecam nawet do tego stopnia niezwykle wyjątkową sesję plenerową w Bieszczadach, jednak oczywiście życząc jak najlepszej pogody – choć osobiście uważam, że nie ma złej pogody i w każdych warunkach da się wykrzesać sporo świetnych zdjęć.