Justyna i Norbert — wesele z sercem w Green Garden Hotel | Fotograf ślubny Warszawa
Są takie śluby, które zostają z człowiekiem na długo. Nie dlatego, że były perfekcyjnie zaplanowane od A do Z, nie dlatego, że pogoda dopisała, czy że światło grało jak z katalogu. Zostają, bo w tym wszystkim — między błyskiem flesza a toastem — jest po prostu… prawda. I taka właśnie historia spotkała mnie w Falentach, pod Warszawą, gdzie Justyna i Norbert postanowili powiedzieć sobie „tak”.
Ślub w Starej Iwicznej — kameralnie i z klasą
Zanim jednak wybraliśmy się na wesele do Green Garden Hotel, był jeszcze ich ślub w kościele pw. Zesłania Ducha Świętego w Starej Iwicznej. Niezwykle klimatyczne wnętrze, miękkie światło wpadające przez witraże i cisza, która otula wszystkich tuż przed rozpoczęciem ceremonii.
Justyna — w pięknej, minimalistycznej sukni od SIMPLE Wedding Dress — wyglądała zjawiskowo. Delikatna, a jednocześnie wyrazista. Norbert — w klasycznym granacie od Recman — z lekkością równoważył tę elegancję. I choć sama ceremonia trwała kilkadziesiąt minut, to w powietrzu czuć było, że dla nich liczy się każda sekunda.
Green Garden Hotel – czyli jak urządzić wesele w Warszawie inaczej niż wszyscy
Green Garden Hotel w Falentach to miejsce, które — choć tuż pod Warszawą — daje poczucie spokoju i oddechu. Wśród zieleni, z otwartą przestrzenią i klimatem, który zdecydowanie odbiega od typowych, mocno przestylizowanych sal weselnych w Warszawie.
Jeśli ktoś szuka frazy „sale weselne Warszawa” i trafia właśnie tutaj – ma szczęście. To przestrzeń, która daje ogromne możliwości, a przy tym nie przytłacza. Justyna i Norbert wycisnęli z niej maksimum — wszystko było przemyślane, ale bez sztucznego nadęcia. Ot, wesele takie, jakie sami chcieliby przeżyć jako goście.
Pierwotnie planowali podział sal — osobno do jedzenia, osobno do tańczenia — ale szybko zmienili koncepcję i to była najlepsza decyzja. Dzięki temu parkiet żył non stop. Bez bariery, bez „wstawania od stołu” — po prostu wszyscy byli razem. Jedni tańczyli, inni rozmawiali, dzieci biegały gdzieś w tle, a gdzieś obok działała chilloutowa strefa.
Panna Młoda – introwertyczka z ognistym temperamentem
Pamiętam, jak przed ślubem Justyna powiedziała: „Wiesz, ja to jestem trochę introwertyczką”. Pomyślałem wtedy: super, będzie kameralnie, spokojnie, dużo emocji. Tymczasem… na parkiecie Justyna zamieniła się w istny wulkan energii. Śmiała się, tańczyła, łapała za ręce, wirując wśród gości. Zarażała pozytywną energią i robiła to w zupełnie nienachalny sposób. Naturalnie. Bez jednej fałszywej nuty.
Norbert — spokojniejszy, bardziej zrównoważony — idealnie ją dopełniał. Kiedy trzeba było, tańczył jak szalony. Kiedy był moment ciszy, wystarczyło jedno jego spojrzenie, by wszystko wracało do równowagi. Świetny duet — nie tylko do zdjęć ślubnych, ale przede wszystkim do życia.
Muzyka, która nie udaje
Za oprawę muzyczną odpowiadał DJ Wodzirej Letsky — człowiek, który wie, jak poprowadzić imprezę, żeby nie było ani grama sztampy. Zamiast typowego wejścia do „Sara perche ti amo” — muzyka ze Shreka. Serio! A mimo to — klasa i styl.
To był jeden z tych momentów, gdy czuć, że para młoda robi wszystko po swojemu. Bez kalkulacji, bez „bo tak się robi”. Po prostu — po swojemu. I to czuło się przez cały wieczór.
A potem? Zabawa. Prawdziwa, energetyczna, bez wymuszeń. Goście bawili się jakby znali się wszyscy od lat, a nawet jeśli się nie znali — po godzinie trudno było to odróżnić.
Torty, których nie da się zapomnieć
Nie mogę nie wspomnieć o słodkim stole i torcie od Urocze Torty – Joanna Juhnke. Każdy detal dopracowany, a smak… no cóż, nie jestem specjalistą od wypieków, ale po minach gości widziałem, że to nie była po prostu ładna dekoracja. To było coś więcej. A na zdjęciach ślubnych — wyglądało to obłędnie.
Ludzie, którzy tworzą klimat
Rodzice Justyny i Norberta — serdeczni, otwarci, obecni. Ojcowie, którzy czuwali nad stołami z takim zaangażowaniem, jakby bronili narodowego dobra. Mama Justyny — czujna, ale nienachalna, z uśmiechem, który mówił: „Córka jest szczęśliwa. I to się liczy”.
No i nie można zapomnieć o legendzie tego wieczoru — wuju Jacku. Gość, który mógłby prowadzić własne wesele, własną orkiestrę i własny talk-show. Śpiewał, tańczył, ciągnął ludzi do zabawy, a na koniec… podziękował wszystkim za wspólnie spędzony czas. Prawdziwa dusza towarzystwa. Tacy ludzie tworzą klimat. Nie dekoracje, nie światła. Ludzie.
Zdjęcia ślubne Warszawa – ale z duszą
Dla mnie jako fotografa ślubnego z Warszawy ten reportaż był czystą przyjemnością. Gdy para młoda ufa, nie „ustawia”, tylko żyje tym dniem — to wszystko wychodzi samo. Zdjęcia ślubne z tego dnia to mieszanka emocji, gestów, śmiechu i wzruszeń. Zero pozowania, zero spięcia. Samo życie. I właśnie to lubię najbardziej.
Jeśli więc trafiłaś/eś tu szukając „fotograf ślubny Warszawa”, to pozwól, że powiem jedno: dobre zdjęcia zaczynają się nie od sprzętu, tylko od zaufania. Takiego, jakie dostałem od Justyny i Norberta. Za co — z serca dziękuję.
Podsumowanie
To wesele nie było tylko kolejnym punktem w kalendarzu. To była historia dwojga ludzi, którzy po prostu dobrze się ze sobą mają. I którzy potrafili zaprosić innych do tej swojej energii. Czasem spokojnie, czasem z przytupem, czasem z kawałkiem tortu w ręku. Ale zawsze prawdziwie.
Jeśli jesteś właśnie na etapie planowania swojego „wielkiego dnia” i szukasz sali weselnej w Warszawie, zdjęć ślubnych z duszą, albo po prostu fotografa z Warszawy, który nie tylko zrobi zdjęcia, ale też zrozumie Twoją historię — to może pogadajmy? Nie obiecuję, że wujo Jacek pojawi się na Twoim weselu, ale całą resztę da się załatwić.


























































































































































